Wataha w podróży czyli Agata, Przemek i Diuna. Są pierwszymi podróżnikami na świecie, którzy przeszli Himalaje z… psem. Bo Diuna to pies, wilczak czechosłowacki, jedna trzecia Watahy. Agata i Przemek bez Diuny nigdzie się nie ruszają.
Podróż w Himalaje: 55 dni wędrówki, podczas której przeszli ponad 500 km, odwiedzili 12 himalajskich dolin, byli na wysokości ponad 4300 m n.p.m. nauczyła ich tego, że marzenia naprawdę się spełniają, trzeba tylko dużo marzyć! Po Indiach przyszedł czas na Mongolię: 9 miesięcy planowania, 149 dni w podróży, przejechane na rowerach 6140 km a Diuna przebiegła ok. 1450 km.
W Himalajach często gubili się, zsuwali po urwistych śnieżnych zboczach, palili kadzidełka, rozbijali namiot z widokiem na sześcio- i siedmiotysięczniki, kąpali się w lodowatej wodzie...Do tego dochodzą krew, pot i łzy oraz poznanie gorzkiego smaku posiadania czworonoga w Indiach. O wszystkim napisali w swojej książce, do której lektury serdecznie zapraszam: „Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach”.
Agata i Przemek zgodzili się przyłączyć do mojego cyklu wywiadów z blogerami, pisarzami, podróżnikami itp - ludźmi którzy mają jedną wspólną pasję - podróże :) Żeby było atrakcyjniej - każdy otrzymuje ten sam zestaw pytań.
Diuna ;) |
Agata i Diuna ;) |
Przemek i Diuna ;) |
Jeśli nie w podróży to gdzie?
Przemek:Całe życie to jedna wielka podróż, nawet nie podróżując ciężko nam usiedzieć na miejscu :) A tak serio to jeśli już uda nam się usiąść na chwilę, to jest to nasze mieszkanie na warszawskiej Białołęce. A w nim hamak, kubek ciepłej herbaty i książki.
Agata: A jeśli nie w hamaku (bo ile można odpoczywać;)) to w skałach lub ściance wspinaczkowej.
Co według Was w podróżach jest najważniejsze?
Poznawanie nowych miejsc i ludzi; konfrontacja cudzych opinii o danym miejscu z własnymi przeżyciami, czyli "wyrabianie własnego zdania"; wspólne doświadczanie, w końcu podróżujemy całą watahą.
Najśmieszniejsze i najdziwniejsze zdarzenie podczas Waszych podróży ?
Mamy bardzo dużo takich historii, przytoczę jedną z nich, która wydarzyła się w drodze z Polski do Mongolii, gdzieś w rosyjskim stepie przy granicy z Kazachstanem: rankiem nasz namiot zostaje zaatakowany przez jakieś zwierzątko. Diuna rzuca się na ścianę, po drugiej stronie słychać fukanie. Wychodzę na zewnątrz i szybko uciekam do środka. Zostałem zaatakowany przez piżmoszczura. Chyba zdziwił się widząc nasz namiot rozbity na jego terytorium. Wybiegam z powrotem, tym razem to ja fukam i krzyczę. Przestraszony piżmoszczur ucieka przede mną i wkręca się w szprychy tylnego koła, między sakwy Crosso. Próbuję go przegonić, ale zwierzak opiera się moim staraniom. Nie działa nawet kijek trekkingowy, który wpycham w szprychy – skubany gryzie go i rzuca się na mnie. Poddaje się dopiero po kilkunastu minutach i odchodzi w krzaki. Szybko pakujemy obóz i zmykamy z jego terytorium…
Teraz wprowadźmy nieco dramaturgii - opowiedzcie o największym niebezpieczeństwie, jakie utkwiło Wam w pamięci ze wszystkich dotychczasowych podróży ?
Często towarzyszą nam wypadki (tak było np. wtedy, kiedy Agi złamała obojczyk w Himalajach Garhwalu), ale są też i takie momenty, kiedy dosłownie ocieramy się o śmierć. W zeszłym roku pomimo naszych starań (codzienne przeglądy Diuny podczas każdego postoju) oraz zabezpieczeń (markowa obroża i krople przeciwkleszczowe) Diuna zostaje ugryziona przez kleszcza (najprawdopodobniej na Białorusi), a później przechodzi babeszjozę dwa dni po naszym wjeździe na terytorium Rosji. Z opresji ratuje nas Ala, która przygarnia naszą trójkę do swojego skromnego domku w Poczepie. Reagujemy szybko – znajdujemy państwowego weterynarza, który natychmiast podaje lek. Dwa dni walczymy o życie Diuny robiąc ponad 20 zastrzyków (witaminy, kofeina oraz kroplówki), po 3 dniach suka zaczyna wracać do zdrowia. Kamień spada nam z serca, pojawia się zmartwienie: nagła choroba ma wpływ na przebieg naszej podróży – w Poczepie spędzamy 5 dni, przez najbliższe 4 tygodnie Diuna nie biegnie, jedzie tylko w przyczepce. Wizyta u weterynarza i leczenie nadwyręża nasz budżet.
Najlepsza potrawa jaką jedliście i czy próbowaliście ją potem przyrządzić w domu ?
Zazwyczaj podczas naszych podróży rezygnujemy z wielu wygód, w tym z dobrego jedzenia. Podczas podróży jemy to, co jest ogólno dostępne, tanie i szybkie w przyrządzeniu (np. ryż, soczewica, kasze, podstawowe warzywa). Dzięki temu każda potrawa serwowana w przydrożnej knajpce smakuje niesamowicie. Tak też było z pierożkami momo, na które natknęliśmy się podczas wizyty w Śrinagarze. Po kilku tygodniach podstawowej diety smakowały nam wyśmienicie. Potem próbowaliśmy je przyrządzić w domu (http://www.3wilki.pl/takie-proste-a-takie-pyszne-czyli-przepis-na-indyjskie-momo/), ale nie udało nam się uzyskać tego samego smaku :)
Czy potrafilibyście wybrać miejsce, które zrobiło na Was największe wrażenie ?
Nie, jest ich wiele. Zaletą podróżowania poza utartymi ścieżkami jest ciągłe odkrywanie takich miejsc.
Życiowe motto...
Przemek: Do odważnych świat należy. Tak mówiła moja nauczycielka geografii w podstawówce :)
Agata: Marzenia się spełniają, trzeba tylko dużo marzyć.
Ulubiona książka...
Przemek: Kometa nad Doliną Muminków :)
Agata: Kiedyś "Gra w klasy" Cortazara, ale teraz nie mam ulubionej książki. Po prostu uwielbiam czytać.
Relaksuję się przy...
bujając w hamaku z książką w ręce, wspinając na sztucznej ściance wspinaczkowej.
Ranek czy Wieczór...
Zdecydowanie ranek. Podróże uczą nas naturalnego rytmu dnia - wieczorem szybko zasypiamy.
Kawa czy herbata...
Na co dzień kawa, w naszych podróżach herbata (kawa jest ciężko osiągalna).
Więcej wywiadów znajdziesz w TU :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz