Smakowanie życia to ich hasło przewodnie, kwintesencja podejścia do świata i radość z życia. Poznajcie Natalię, Łukasza i Maksa z bloga Tasteaway - najlepszego bloga podróżniczo-kulinarnego w Polsce! Natalia - niezwykła podróżująca mama jak sama o sobie pisze jest łakomczuchem, uwielbia wszystko co czekoladowe oraz makaron w każdej postaci, który mogłaby jeść codziennie. Do tego ubóstwia kuchnię tajską! Łukasz to fan owoców morza i bardzo ostrych rzeczy. Robaki, krokodyle i węże popija sokiem... z kukułczych gniazd!
Maks to najmłodszy przedstawiciel rodziny Tasteaway i mimo, że ma dopiero 4 latka odwiedził już kilkanaście krajów. Podobnie jak jego rodzice jest zafascynowany światem. To dzięki niemu na blogu powstały wpisy o tym jak podróżować z niemowlakiem i przede wszystkim czy warto.
To wszystko (i jeszcze wiele innych rzeczy) sprawiło, że któregoś dnia zaczęłam ich czytać :)
Natalia zgodziła się przyłączyć do mojego cyklu wywiadów z blogerami, pisarzami, podróżnikami itp - ludźmi którzy mają jedną wspólną pasję - podróże :) Żeby było atrakcyjniej - każdy otrzymuje ten sam zestaw pytań.
Poznajcie rodzinę Tasteaway:)
Jeśli nie w podróży to gdzie ?
Jeśli nie w podróży, to w Warszawie. Tu jest nasz dom, rodzina, znajomi i przyjaciele. Praca, moja firma badawcza, Łukasza Bubbleology, czyli sieć z bubble tea i wkrótce coś nowego, co też nieco nas przytrzyma w Warszawie.
Co według Ciebie w podróżach jest najważniejsze ?
Poznawanie, nowe miejsce, nowe smaki, zapachy, kuchnia!
Najśmieszniejsze i najdziwniejsze zdarzenie podczas Waszych podróży ?
Hmm, najśmieszniejsze to chyba nietypowa corrida, na którą trafiliśmy gdzieś w małym miasteczku na Jukatanie. Był 30 grudnia, a my zboczyliśmy z trasy do Meridy i trafiliśmy do miasteczka, w którym miejscowi rozkładali prowizoryczne trybuny. Wkrótce na arenie pojawili się kowboje, a potem byk i torreadorzy.
Jakie było nasze zdziwienie, gdy torreadorami okazały się mężczyźni ubrani w skąpe stroje i peruki!!! Meksykanie pogryzali przekąski, nasz 6-miesięczny Maks siedział na kolanach 80-letniej Indianki, a my chyba byliśmy tam podobną atrakcją dla nich jak cała ta korrida dla nas.
Jeśli chodzi o dziwne zdarzenie, hmmm… ciężko ;)
Może znów Meksyk i poranek na Jukatanie, kiedy zobaczyliśmy naszego malucha z 50 ugryzieniami na twarzy? Tak go w nocy pociachały komary. Był lekarz, inni turyści patrzyli się na nas z przerażeniem (Amerykanie!), a nasz Maks ani na chwilę nie stracił humoru;) Mieszkaliśmy w domu przy plaży i kompletnie nie spodziewaliśmy się tam komarów!
Teraz wprowadźmy nieco dramaturgii - opowiedz o największym niebezpieczeństwie, jakie utkwiło Ci w pamięci ze wszystkich dotychczasowych podróży ?
Chyba nie mieliśmy takich prawdziwie niebezpiecznych sytuacji. Z uwagi na to, że większość naszych dalekich podróży to podróże z dzieckiem staramy się unikać sytuacji potencjalnie groźnych. Nie łazimy po nocach, nie wsiadamy do obcych samochodów, nie pijemy drinków od nieznajomych, unikamy miejsc, z których zamiast dobrych wrażeń możemy wynieść kłopoty.
Wiele osób pyta nas o bezpieczeństwo w Meksyku – gdy tam byliśmy w 2012 roku nie spotkaliśmy się z ŻADNĄ niebezpieczną sytuacją. Wręcz przeciwnie – mieliśmy wrażenie, że wszędzie jest dużo policji i wojska, który dba, by turystom włos nie spadł z głowy.
Najlepsza potrawa jaką jadłaś i czy próbowałaś ją potem przyrządzić w domu ?
Oj, będzie tego duuuużo! :) Z racji tego, że kochamy jeść i właśnie od jedzenia w podróży zaczął się nasz blog – kiedyś pod nazwą Widelcem przez Świat.
Uwielbiam kuchnię tajską na czele z pad thaiem i mango sticky rice. Pad thaia próbowaliśmy robić w domu, ale niestety to nie to samo – zdecydowanie preferujemy zjeść go w tajskiej restauracji, gdzie gotują Tajowie :) Kleisty ryż z mango to dość prosta potrawa i chyba powinna spróbować zrobić ją w domu – ciekawe, czy zasmakuje tak jak na ulicach Bangkoku ;)
Uwielbiam wszelkie chińskie pierożki, a najlepsze jadłam chyba w Din Tai Fung w Singapurze albo w chińskiej restauracji w hotelu Intercontinental w Sajgonie!
W Europie zajadam się hiszpańskimi tapas ( w domu robię czasem tortilla de patatas), bagietkami we Francji, makaronami we Włoszech.
Generalnie o jedzeniu mogę mówić w nieskończoność… :)
Czy potrafiłabyś wybrać miejsce, które zrobiło na Tobie największe wrażenie ?
Hmmm… Dużo tego będzie! :)
Z dużych miast uwielbiam Bangkok, Istambuł i Madryt - wszystkie mają dla mnie to „coś”, co sprawia, że chcę tam wracać.
Widokami na pewno zachwyca Archipelag Gili w Indonezji, zwłaszcza, jeśli wybierzemy się na nurkowanie z żółwiami.
Niesamowite wrażenie zrobił na mnie kościółek Indian w Chamula w Chiapas – świece i igliwie na podłodze i miejscowi modlący się o spokój duszy zmarłych. Chyba najbardziej niesamowite miejsce kultu, jakie widziałam!
Kulinarnie zachwycił Singapur, który je wszędzie, non stop, a karmią tam cudownie!! Azjatycka różnorodność w najlepszym wydaniu.
W Europie ogromne wrażenie wywarła na nas północna Szkocja – dzikie bezdroża, gdzie diabeł mówi „dobranoc” i nasze ukochane Positano na wybrzeżu Amalfi we Włoszech – idealne na wyjazd we dwoje.
Niezmiennie kocham też Kraj Basków, Bilbao i San Sebastian –spędziłam tam kilka miesięcy w czasie studiów (Erasmus) i zawsze będzie miał specjalne miejsce w moim sercu i nie znam takiego, co go San Sebastian nie zachwyca;)
Życiowe motto...
1) Zawsze po burzy wychodzi słońce
2) Kto nie idzie na przód, ten się cofa
3) Zwycięzca widzi rozwiązania w każdym problemie, przegrany problem z każdym rozwiązaniu :)
Ulubiona książka...
Hmm.. ciężko wybrać jedną, ale niech to będzie książka, która kiedyś wywarła na mnie ogromne wrażenie – „Cień Wiatru” Carlos Ruiz Zafon.
Tajemnica, klimat i oczywiście Barcelona.
Relaksuję się przy...
W podróży z Łukaszem i Maksem. Przy mojej ulubionej kawie z Costa Coffee. Na spacerze z Łukaszem i Maksem. Na sushi z przyjaciółką.
Przy książce. Oglądając film, a czasem sprzątając ;)
Ranek czy Wieczór...
Ranek i wieczór. Zwykle za późno wstaję i za późno kładę się spać.
Zawsze żałuję, bo jeśli uda mi się wstać, uwielbiam poranki.
Ale zwykle wieczorem żal mi czasu na sen, bo sprawia, że rano wielokrotnie przestawiam budzik ;)
Kawa czy herbata...
Zdecydowanie herbata – ostatnio najlepiej zielona. Kawy nie lubię i nie pijam, poza jedną ukochaną, od której jestem uzależniona i piję ją tylko w Costa Coffeee- ale każdy kawosz powie Ci, że to wcale nie jest kawa ;) Jest słodka, z wanilią i kardamonem i rzeczywiście kawy niemal nie czuć.
Muszę przyznać, że nie słyszałam o tym blogu, ale już po Twoim opisie, zdjęciach oraz samych odpowiedziach wiem, że poczytam ich relacje z wypraw. Zapowiada się bardzo dobrze :) zawsze będę podziwiać osoby, rodziny podróżujące z dziećmi :)!
OdpowiedzUsuńCiesze sie bardzo :) Na pewno nie będziesz żałowała ! :)
UsuńPozdrawiam
Joanna
Dziękujemy raz jeszcze za zaproszenie do wywiadu :) zawsze lubię odpowiadanie na ciekawe pytania :) pozdrowienia!!!:) Natalia- Tasteaway.pl
OdpowiedzUsuńNatalio a ja dziękuje za przyłączenie :):) Pozdrawiam :)
Usuń