AKTUAL5

DALEKO NIEDALEKO



Poznajcie Ewę z bloga www.dalekoniedaleko.pl. Ewa żyję zgodnie z filozofią, że tego, co zobaczy, przeżyje, doświadczy, nikt jej nie zabierze i zostaje nam na całe życie. Rzuciła fajną pracę, ale odbierała jej ona możliwość częstszego podróżowania. Dziś jest rezydentką biura podróży. Mieszka i pracuje tam, gdzie wiele osób płaci, żeby pojechać. Na jej stronie znajdziecie mnóstwo praktycznych informacji z wielu krajów Europy, Azji, Afryki, Ameryki oraz recenzje książek. 


Bardzo zachęcam do przeczytania jej przewodnika po Kenii, który ukazał się nakładem wydawnictwa Bezdroża. Został on wyróżniony Nagrodą Magellana 2014 w kategorii Przewodnik kieszonkowy, przyznawaną przez Magazyn Literacki Książki. 


Ewa zgodziła się przyłączyć do mojego cyklu wywiadów z blogerami, pisarzami, podróżnikami itp - ludźmi którzy mają jedną wspólną pasję - podróże :) Żeby było atrakcyjniej - każdy otrzymuje ten sam zestaw pytań :)


Fot. Daleko niedaleko





Jeśli nie w podróży to gdzie ?

Jeśli nie w podróży to w pracy, która też jest podróżą :) Czyli najczęściej mieszkam gdzieś za granicą, bo tam pracuję - w miejscach, gdzie jeździ dużo turystów. A jeśli nie w podróży i nie w pracy to w domu, najczęściej u rodziców, gdzie zawsze czeka na mnie dużo miłości, mój pokój i bardzo pojemny kubek na herbatę.



Co według Ciebie w podróżach jest najważniejsze ?
Dla mnie w podróżach najważniejsze są doświadczenia. Kiedyś były to miejsca, widoki, które wywołują takie "wow". Dzisiaj one nadal są dla mnie ważne, jestem pod tym względem wzrokowcem, ale też chętnie fotografuję. Natomiast zauważam, że z biegiem czasu te widoki liczą się nieco mniej, niż doświadczenia. Czyli wolę na przykład napić się wina i zjeść francuski ser w Ogrodach Tuileries niż biegać od obrazu do rzeźby, od rzeźby do obrazu w Luwrze. Niezmiennie ważni są też ludzie, ale przy mojej sporej nieśmiałości wcale nie jest mi łatwo nawiązywać kontakty :) 

Najśmieszniejsze i najdziwniejsze zdarzenie podczas Twoich podróży ?
O rany, to bardzo trudne pytanie. Nie umiem na nie odpowiedzieć. Takie rzeczy zdarzają się, pozostają na chwilę w pamięci i opowieściach a potem giną gdzieś w odmętach umysłu dopóki jakaś wzmianka, rozmowa czy wydarzenie nie wyciągnie ich z powrotem na wierzch. Widocznie nie zdarzyło mi się nic tak bardzo śmiesznego czy dziwnego, że zapamiętałabym to na całe życie.

Teraz wprowadźmy nieco dramaturgii - opowiedz o największym niebezpieczeństwie, jakie utkwiło Ci w pamięci ze wszystkich dotychczasowych podróży ?
To nie było wielkie niebezpieczeństwo, ale jak dla mnie chyba na szczęście póki co największe i mam nadzieję, że nigdy nic gorszego mi się nie przytrafi! Wędrowałam z koleżanką na Dominikanie na szczyt El Mogote, trasa była trudna bo po deszczach cały szlak był pokryty bardzo śliskim błotem. Poza tym nikt przy zdrowych zmysłach nie zamierzał się w takich warunkach wybierać na spacer na szczyt, więc przez całą drogę byłyśmy same. W końcu dotarłyśmy do miejsca, że już dalej naprawdę nie dało się iść. Postanowiłyśmy zawrócić. Kumpela wpadła na genialny pomysł, że łatwiej będzie nam się schodziło, jeśli będziemy się podpierały kijkami. Cóż, dla mnie nie był to najlepszy pomysł, bo już przy pierwszym kroku pośliznęłam się i skręciłam kostkę. Przed nami cały szlak, zero zasięgu komórek i my dwie - same. Powiedziałam, że nie ma opcji bym została sama kiedy kumpela będzie szła po pomoc, więc... wstałam, zacisnęłam zęby i z bolącą kostką półtorej godziny kuśtykałam w dół po tym błotnistym szlaku. Adrenalina sprawiła chyba, że w ogóle mogłam iść. Ale kiedy doszłyśmy już do drogi, zobaczyłam przejeżdżające motoconcho i wiedziałam, że udało nam się dotrzeć do cywilizacji - wtedy wszystko puściło a noga zaczęła boleć tak, że prawie się popłakałam, chociaż przecież nawet na niej już nie musiałam stawać! Ale udało dotrzeć się do apteki i... następnego dnia uznałam, że nie ma co marnować czasu, więc z napuchniętą, zabandażowaną kostką pokuśtykałam do wodospadu Jimenoa Dos :)

Najlepsza potrawa jaką jadłaś i czy próbowałaś ją potem przyrządzić w domu ?
Nie ma jednej takiej potrawy. W Tajlandii jest to pad thai, w Hiszpanii krewetki z czosnkiem na oliwie, w Grecji zapiekany ser feta, w Kenii maharagwe (fasolka w sosie pomidorowo-kokosowym)... ciężko się zdecydować! Natomiast nie próbuje nic przyrządzać w domu bo nie umiem gotować :) Raz spróbowałam poczęstować rodzinę własnej roboty amokiem (to taka khmerska ryba duszona w sosie curry-kokosowym) i chociaż na kursie gotowania w Phnom-Penh wyszła mi przepysznie to próba odtworzenia jej w Polsce spaliła na panewce. Rodzina ledwo to zjadła, a ja dodatkowo się zatrułam. Nie, wolę trzymać się z daleka od garnków!

Czy potrafiłabyś wybrać miejsce, które zrobiło na Tobie największe wrażenie ?
Miejsce wybrać trudno. Mogłaby to być Laguna Lodowcowa Jokulsarlon na Islandii. Albo miasto Trynidad na Kubie. Albo Angkor w Kambodży. Bagan w Birmie. Khajuraho w Indiach. Nie, nie umiem wybrać. Natomiast doświadczenie, które najbardziej zapadło mi w pamięć to safari w rezerwacie Masai Mara w Kenii. Te zwierzęta, przyroda, ta bliskość wszystkiego, co można oglądać na kanale National Geographic. Słonie, lampart, bawoły, zebry, nosorożce, lwy, żyrafy, krokodyle... Po safari wiem, że nigdy nie wybiorę się do zoo. 

Życiowe motto...
Nie mam :)

Ulubiona książka...
Nie da się wybrać jednej! Czytam dużo i namiętnie, zarówno książki podróżnicze, reportaże, jak i coś lżejszego - kryminały, powieści. Mam kilku ulubionych autorów, ale jednej książki wybrać nie umiem. 

Relaksuję się przy...
Relaksuję się przy muzyce. Z książką w ręku. W łóżku albo nawet lepiej na hamaku. Jeśli jest zimno to z kubkiem herbaty, jeśli gorąco to ze szklanką świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego. 

Ranek czy Wieczór...
Zdecydowanie wieczór! Mogę siedzieć do późna, za to rano zawsze mam problemy ze wstawaniem. Jestem typową sową...

Kawa czy herbata...
Zdecydowanie herbata! Kawy nie lubię i na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy ją w życiu piłam. Naprawdę! A herbatę uwielbiam. Szczególnie taką bezpośrednio z krajów, do których podróżuję. Mam w domu wielką paczkę herbaty kenijskiej, którą od znajomego plantatora załatwił mój przyjaciel, mam herbatę gruzińską (chociaż uważa się, że tamtejsza herbata jest słabej jakości, to mi przypomina o podróży i odwiedzinach u koleżanki w Batumi), mam jeszcze paczkę ze Sri Lanki... Chętnie wybrałabym się po herbatę do Indii czy Chin :)

Więcej wywiadów znajdziesz w TU :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz